Po analizie oświadczeń majątkowych łomiankowskich włodarzy wyłania się obraz urzędniczej zachłanności. Czyżby służba publiczna stała się dochodowym zajęciem?

Ostanie rozstrzygnięcia w kraju w obszarze wynagrodzeń władzy wykonawczej i przyznanych samym sobie nagród zwróciły uwagę na ten problem. Przyjrzyjmy się więc Łomiankom.

Piotr Rusiecki, zastępca burmistrza, który maksymalnie może zarabiać około 11 tys. zł miesięcznie, zarobił w roku 2014 r. – 193 576,80 zł, w 2015 r. – 214 016,40 zł, w 2016 r. – 222 029,70 zł, a w 2017 roku ponad 235 000 zł..

Z powyższego wynika, że burmistrz Tomasz Dąbrowski (kandydat na posła z listy PIS), przyznawał swojemu zastępcy nagrody od 5 do 7 tysięcy zł miesięcznie!

W oświadczeniu majątkowym za 2010 rok, a więc w roku zanim został zatrudniony w urzędzie w Łomiankach, wykazał dochód ze stosunku pracy w wysokości 78 tys. zł, pracując w spółce, której udziałowcem był jego ojciec. Otrzymywał z pewnością wynagrodzenie odpowiadające jego aspiracjom i kwalifikacjom. Różnica w dochodach pomiędzy 78 tys. zł a 235 tys. zł jest szokująca!

Wynagrodzenia w sferze samorządowej reguluje Ustawa o samorządzie gminnym, Ustawa o pracownikach samorządowych i Rozporządzenie w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych. Z przepisów tych wynika, że burmistrz może otrzymywać wynagrodzenie maksymalne w wysokości nie większej niż 12 525 zł miesięcznie bez nagród. Natomiast zastępca i sekretarz mogą otrzymywać nagrody za wybitne osiągnięcia w sprawowaniu funkcji w urzędzie.

Piszę o tym w momencie gorącej dyskusji nad horrendalnymi nagrodami, jakie przyznali sobie członkowie rządu. Dla przypomnienia, 75% społeczeństwa jest zdania, że nagrody ministerialne powinny być przez urzędników zwrócone.

W Łomiankach władza także w tym względzie zatraciła umiar. Służba publiczna stała się dla nich dochodowym zajęciem pozwalającym zarabiać więcej niż prezydenci największych miast w Polsce. Być może w Łomiankach również potrzebne będą bilboardy oraz protest przed Urzędem…

Maria Pszczółkowska